Razem z mężem ustaliliśmy, że ślub odbędzie się na podwórku, jeśli oczywiście pogoda dopisze. Wszystko było zaplanowane: miejsce – piękna polana z stawem obok, przez drzewa piękna gra światła słonecznego, nasz ulubiony wikary, który uczył nas w liceum religii, cudowna oprawa w postaci lilii i róż. Wszystko dopracowane co do joty. Świadkami zostali nasi najlepsi przyjaciele: Dawid i Natalia, choć nie byli wtedy parą, z Adamem widzieliśmy, że coś się święci, widzieliśmy tą iskrę pomiędzy nimi. Trwa ceremonia… Dawid ma podać obrączki… nagle – potyka się i wywraca mnie do stawu. Nie wiedziałam co mam zrobić, jednocześnie chciało mi się śmiać i płakać. Wybrałam jednak śmiech. Postanowiłam, że jeśli pisane jest mi brać ślub w mokrej sukni ślubnej – tak też będzie. Wesel…. Ach. wesele było niesamowite. Wszyscy goście byli pełni podziwu dla mojej wyrozumiałości względem Dawida. Wesele obyło się więc bez przelewu krwi, natomiast, jako że nic już bardziej nie mogło pójść nie po naszej myśli, tak każde niepowodzenie wydawało się niczym poważnym w porównaniu z wypadkiem w stawie.